logo
 

- studia i doświadczenie
   zawodowe
- udział w stowarzyszeniach
- kursy specjalistyczne
- publikacje specjalistyczne
- czasopisma o psach i kotach
- wykłady i szkolenia
- kardiologia i nie tylko
- zainteresowania    pozazawodowe

- gdzie przyjmuję
- lekarze i lecznice    współpracujące

- zdjęcia prywatne
- zdjęcia zawodowe

- kontakt
- księga gości
- linki

REDSHIFT - Redshift

Tak się złożyło, iż pierwszą płytę w dorobku tego zespołu ( z 1996 roku ) dane mi było wysłuchać jako ostatnią. Mocno zaciekawiony po płytach Ether i Down Time zacząłem od tytułowego utworu i jednocześnie pierwszego w kolejności � początkowe dźwięki typowo ambientowe, następnie przyszła fala dźwięków przypominających delikatnie odgłosy chóru, atmosferę narastającego mrocznego klimatu stopniowo zastępował charakterystyczny rytm sekwencerowy, który zdominował drugą część tej suity, znów przypominało to galopadę sekwencerów z Encore, Rubyconu i Ricochetu. Wtrącone tu i ówdzie partie fletu, które w środkowej części współbrzmiały z tłem sekwencerowym zdecydowanie przypomniały o korzeniach muzyki Redshift. Ostatnia część utworu najbardziej chyba nostalgiczna i spokojna kończy się próbą nadawania jakiegoś komunikatu przez radio, a może próbą nawiązania kontaktu z obcą formą życia (...a może jest to właśnie odebrana wiadomość?). Spin to ponownie połączenie sekwencerów z wokalizą chóralną, podobny w brzmieniu utwór do Nails z Down Time, tak jak tamten ma również fragmenty narastającej i cichnącej muzyki. Trzeci Shine ma na wstępie dzięki partiom fletu klimat zbliżony do muzyki Wschodu, ale za chwilę zmienia się w bardziej stechnicyzowaną formułę elektroniczną. Jest dosyć krótki i może być w pewnym sensie uważany za łącznik z drugą długą suitą � Blueshift. Kosmiczny początek przypomina Oxygene Jarre�a, po chwili ponownie rozpędzenie sekwencerów i typowe tykanie tak charakterystyczne dla szkoły Schulze�a i TD, całość utrzymana w mocno rytmicznym charakterze z końcówką zbliżoną do cosmic ambient z dodatkiem odgłosów chóralnych oraz z zaskakującym zakończeniem � odgłosem bijącego serca prawie przez 10 minut, po czym zasypiamy i.......nagle wszystko co było tylko możliwe zagrało. I TO JAK !!!
Płyta niezwykle bogata dźwiękowo i klimatycznie, w pewnym sensie następne płyty rozdzieliły dwie tendencje w muzyce Redshift. Sekwencery w stylu berlińskim dominują na Ether, muzyka bardziej kosmiczna, ambient i dark przeważa na Down Time. Jakkolwiek gorąco polecam wszystkie.

RAFAŁ NIZIOŁEK

Powrót do spisu recenzji



© 2004 Rafał Niziołek, wszystkie prawa zastrzezone!
Projekt i wykonanie Krzysztof Borkowski