|
Mark Shreeve - Collide
Champagne Lake Productions, CLPCD001
"COLLIDE" to jedyna koncertowa płyta w dorobku tego
angielskiego muzyka. Mark Shreeve jest bowiem bardzo rzadko
występującym artystą, w okresie ostatnich dziesięciu lat koncertował
tylko trzykrotnie, tak więc publikacja rejestrująca koncert na
festiwalu EMMA� 94 jest wielkim zaskoczeniem.
"COLLIDE" to w pewnym sensie rodzaj koncertowej składanki
z najlepszymi utworami podsumowującymi dotychczasowe dokonania. Na
koncercie tym Mark wystąpił w towarzystwie swojego brata Juliana oraz
Jamesa Goddarda. Początek bardzo delikatny wprowadzający w
nastrój "Balles de Cosmique" z płyty "NOCTURNE" (
nowego albumu studyjnego wydanego przez SONIC IMAGES ), swego rodzaju
intro. Krótka przerwa i typowy dla Shreeve�a melodyjny,
dynamiczny pełen energii, a jednocześnie bardzo przyjemny dla ucha
utwór i dalsze rozbudowywanie atmosfery koncertu � "Graveraver". Dudniąca perkusja, krzyki, efekty eksplozji, dziwne głosy w tle i zdecydowany rytm to domena wspaniałego "Flagg",
niestety pozbawionego wprowadzenia w postaci szeptu tajemniczej Sue
Gresty, tak charakterystycznego dla pierwowzoru z �LEGION�. Po takim
wstępie nikt już nie ma wątpliwości, że nie jest to muzyka NEW AGE, ale
potężna dawka energii dla wzmacniaczy i kolumn i przy tej muzyce nawet
przez chwilę nie myśli się o relaksie. Fantastyczne wpadające w ucho
tematy z dominującą i agresywną perkusją, klimat niepokoju i
podniosłego nastroju. Moment odpoczynku i wytchnienia przed kolejnym
energetycznym przekazem daje "It" z albumu "CRASH HEAD".
Bardzo delikatnie wpleciona linia melodyczna w typowe postukiwanie
potężnej perkusji. Niesamowite, a wersja chyba zdecydowanie lepsza od
pierwowzoru. Dochodzimy do apogeum, chyba najbardziej znany i niezwykle
bogaty pod względem melodyki i zdolności umiejętnego wykorzystania
sekwencerów � "Storm Column" z płyty "LEGION".
Mimo wspominanych przez Marka trudności z wykonywaniem tego utworu na
żywo (patrz GN 1/99) ja ich nie zauważam, momentami jest lepiej niż w
oryginale. Dominujące brzmienia basowe, chwilami nagle przerywane,
niepokojące dźwięki, charakterystyczna melodia � 100% pure energy.
Nawet najbardziej zatwardziały fan ciężkiego rocka lub wręcz metalu
znalazłby coś dla siebie ( tak również jak i płyta "LEGION"
spodobała się moim kolegom lubiącym ostrą muzykę ). Ponowne
uspokojenie, �Wardance� � dźwięki jak z zabawkowego pianinka dla
dziecka, prosty rytm wystukiwany małymi palcami, przekształcający się w
utwór z wykorzystaniem sekwencera, taneczne rytmy, stała linia
tła, flety, przejścia między głośnikami, niezwykłe podobieństwo do
najlepszego okresu twórczości Tangerine Dream. Wstępny motyw
powraca po rozwinięciu drugiego tematu, chwilę się pokręci, ponownie
sekwencerowa dynamika i gra balansem, charakterystyczne świsty.
Uspokojenie. Koniec. Brawa. Wydawać by się mogło, że to pożegnanie ale
nie na długo, ponownie dynamiczna perkusja, efekty jak z filmu sf,
niepokojąca melodia, prostota jak za najlepszych lat TD, echa "Ricochetu", pełna energii i zaskakujący finał to kompozycja Juliana Shreeve�a - "Pan-Galactic Anorak". Utwór ten znalazł się na oficjalnym składaku z EMMA 1994.
"Darkness Comes" � wielki powrót typowego brzmienia
Marka, rytm, perkusja, sekwencery, wspaniałe przejścia, linie
basów. Chyba obok "Storm Column" i "Angel of Fire" (z płyty "ASSASSIN") pretenduje o tytuł Shreeve�s No.1. Czy z sukcesem ? Zobaczymy. Osobiście moim ulubionym utworem jest następny - "The Stand" z płyty "LEGION".
Utwór doskonały, ale nietypowy. Dlaczego? Powiedziałbym, że
nadaje się na rozpoczęcie czy też zakończenie romantycznego wieczoru.
Początek typowo ambientowy - spokój i niepokój, cisza
przerywana delikatnie narastającym tematem przewodnim, kojącym nerwy i
sprzyjającym rozmyślaniom, temat wiodący trochę jakby trąbka, w tle
drugi łatwo wpadający w ucho motyw. Dwie naprzemiennie zmieniające się
piękne linie melodyczne. Trudno to opisać. Można słuchać bez końca.
"Meateater" - już tytuł trochę niepokojący, wybitnie trafiony, w sam
raz do rozpoczęcia jakiegoś filmu grozy, głosy w tle jak z grobu, linia
perkusji osiągnęła chyba tu maksymalny poziom natężenia, zdecydowanie
podbite basy męczą membrany, ale taki zastrzyk energii jest w stanie
obudzić z letargu po romantycznym "The Stand". Dla porządku dodam, iż utwór ten znalazł się na płycie "NOCTURNE".
Shreeve nie daje nam wypocząć, tu wszystko jest przemyślane. Gdy spodziewamy się spokoju, pojawia się doskonale zrealizowany "Crash Head". Kolejny duży zastrzyk adrenaliny. Publika szaleje � "...More, More...". No więc na koniec � "Assasssin", utwór dedykowany Johnowi Carpenterowi, twórcy filmu i muzyki do "Ucieczki z Nowego Jorku" z wiądącym tematem bazującym na "Assault on Precinct 13"
Carpentera. Klasyczny, typowy dynamizm od początku do końca. Nie ma co
więcej pisać, ponownie PLAY i znów jesteśmy na koncercie. Ale
najlepiej włączyć funkcję repeat, bo jest to płyta, którą można
słuchać bardzo długo.
RAFAŁ NIZIOŁEK
Powrót do spisu recenzji
|