|
Mark Shreeve - Crash Head
Centaur Discs Ltd. 1988 (reedycja 1994), CENCD 007
Kolejna płyta w dorobku tego brytyjskiego artysty została wydana na fali sukcesu jaką stało się opublikowanie LEGIONU.
Pierwotna wersja tej płyty powstała w 1986 roku, ale Mark niezadowolony
do końca z pierwszych czterech utworów uznał, że należy
popracować nad nowymi aranżacjami oraz dodaniem nowych utworów.
Wcześniej powstałe utwory znalazły się tylko na wersjach reedycyjnych
płyt Shreeve�a wydanych przez Centaur Discs jako bonus tracks (na LEGION, ASSASSIN oraz właśnie CRASH HEAD).
Pierwotna okładka płyty winylowej wydana przez Jive przedstawia głowę
pilota myśliwskiego w hełmie i masce tlenowej w kokpicie. Reedycja zaś
motocyklistę w skórze i hełmie na motorze.
Płytę zaczyna doskonały i dynamiczny utwór Crash Head, następny to Angels of Death,
w tle muzyki słychać odgłosy bitwy, strzały, krzyki żołnierzy oraz
sygnał alarmu lotniczego. Nad wszystkim dominuje bardzo rytmiczna
muzyka wykorzystująca w dużej mierze elektroniczne automaty perkusyjne.
Koniec utworu to odgłosy przelatujących samolotów bombowych
słyszanych z ziemi. Darkness Comes to w pewnym sensie
najbardziej znany utwór z tej płyty, rytmiczna wpadająca w ucho
melodia. Kilka z tych utworów znalazło się na płycie koncertowej
COLLIDE, m.in. właśnie Darkness Comes oraz następny It. Spokojny rytm, delikatna melodia, perkusja o mniejszym nasileniu. Edge of Darkness
- budowanie klimatu mroku, atmosfery grozy, mimo to bardzo spokojny, w
tle odgłosy chóru. Jedna z ciekawszych propozycji na tej płycie.
"Look at me..." - wypowiedziane niemal grobowym głosem oraz krzyki rozpoczynają Night Church.
Perkusja, melodie przypominające brzmienie organów kościelnych,
krzyki, niepokojące rozmowy w tle i śmiech a'la Freddie Kruger to
atmosfera nocnego kościoła. The Dead Zone zaczyna się
również prawie jak horror, pojawia się ciekawa melodia
przypominająca grę na saksofonie. Potem jest bardziej sielsko i miło,
można powiedzieć że dzięki tematowi przewodniemu nawet romantycznie.
Drugi po Edge of Darkness utwór którego słucham najczęściej. W Hellraiser
dominuje głośna perkusja, muzycznie też ciekawie, powtarzający się
temat łatwo wpada w ucho. Jest również kilka ciekawych przejść,
całość bogata melodycznie. Znów atmosfera jak w lochach, dziwne
odgłosy, śmiechy, po chwili pojawia się spokojna melodia, Shrine reprezentuje drugą stronę twórczości Marka - tę bardziej romantyczną i spokojną. I na koniec dwa bonus tracks - Lone Rider z tematem muzycznie przypominającym nieco utwór zespołu New Order - Blue Monday, zaś drugi ostatni M.A.D. - kolejna dynamiczna kompozycja.
Podsumowując płyta bardzo ciekawa muzycznie, kontynuująca dokonania z płyty LEGION.
RAFAŁ NIZIOŁEK
Powrót do spisu recenzji
|